
Mniej znaczy więcej, czyli o życiu i podróżach bez pośpiechu
Czy da się żyć bez stresu i pośpiechu, mieszkając w kilkumilionowym mieście? Czy można zwolnić i nastawić się na mniej, kiedy świat próbuje nas przekonać, że nasza wartość zależy od osiągnięć? Czy możliwe jest, by robić głównie to, co się chce, a nie to, co musi? Czy można w pełni cieszyć się życiem teraz, w tej chwili, nie odkładając niczego na później?
Wierzę, że tak. Resztę roku planuję poświęcić na to, by się przekonać. Najchętniej zamieszkałabym w domku z ogródkiem, niekoniecznie na wsi, raczej na obrzeżach niewielkiego miasta. W tym momencie nie widzę takiej możliwości, dlatego postanowiłam żyć wolniej, bliżej natury już teraz, tu gdzie jestem.
Berlin, w którym mieszkam od 12 lat, jest miastem pełnym parków i zielonych przestrzeni. Szalenie wdzięczna jestem losowi, że ulokował mnie nieco na skraju niemieckiej stolicy. W kilkanaście minut rowerem jestem poza jej granicami. A lasy, łąki i pola Brandenburgii to już inna historia. Chwała naszym zaodrzańskim sąsiadom za rozbudowaną sieć ścieżek rowerowych! Często z nich korzystam.
Z Berlina pociągiem w 2-3 godziny można dojechać nad Bałtyk. Na południu Saksonia zachęca do odkrywania górzystych terenów, pałaców i uroczych miasteczek. Piękne, zaciszne miejsca są wszędzie! Obserwowanie jak pory roku zmieniają świat wokół nas to ostatnio moje hobby. Polecam!
Rezygnując z pracy na etacie, musiałam przyzwyczaić się do mniejszych dochodów. Okazało się, że niczego mi nie brakuje. Kwestia bardziej przemyślanego podejścia od wydatków. W zamian zapewniłam sobie coś bardzo cennego — więcej czasu, który spędzam w naturze. Godzinami chodzę po lasach i polach, spędzam czas nad jeziorem, jeżdżę na wycieczki rowerowe poza miasto. Widzę jaki dobroczynny wpływ ma to na moje samopoczucie, kondycję, ale przede wszystkim stan umysłu. Czas spędzony w otoczeniu natury pozwala przyjrzeć się własnym myślom i emocjom, przepracować wydarzenia tygodnia i naładować baterie na nadchodzące dni. Czysty relaks, czyli to, czego wszyscy potrzebujemy, aby uwolnić się od stresu.
Nieważne, gdzie mieszkasz, w Polsce, czy za granicą, warto choć raz w tygodniu wybrać się za miasto. Kontakt z naturą, który kiedyś był czymś naturalnym, jest nam moim zadaniem ciągle niezbędny do zdrowego funkcjonowania.
Wiem, że przynajmniej w tym roku, nie będę w stanie pozwolić sobie na dalekie wojaże. Nie mam jednak poczucia, że coś tracę. W końcu będę mogła odwiedzić te wszystkie nieodległe miejsca w zachodnich Niemczech oraz naszej pięknej Polsce, o których od dawna wiem, ale nie miałam okazji tam być. Brakowało czasu, gdy rok wypełniony był planami zagranicznych podróży.
Z tych ostatnich absolutnie nie rezygnuję. Tyle jest miejsc do odkrycia. Nie chcę już jednak podróżować tak, jak kiedyś, spiesząc się, by zobaczyć jak najwięcej. Slow life, slow travel.
W zeszłym roku zaczęłam praktykować zamianę mieszkań. Rozwiązuje to kwestię opieki nad moim kochanym kocurem, to pierwszy plus. Mieszkając w jednym miejscu przez dłuższy czas, mam szansę lepiej je poznać. Dzięki temu powstają bardziej wnikliwe artykuły na mojej stronie, napisane z nieco innej perspektywy niż ta, jaką ma weekendowy turysta. Dzielę się wskazówkami wynikającymi z własnych odkryć oraz rekomendacji osób goszczących mnie w swoich domach. W zeszłym roku w ten sposób spędziłam miesiąc w Estonii oraz na Krecie. W tym mam zaplanowane wyjazdy do Finlandii, Danii i Kanady.
Jeśli czujesz, że potrzebujesz zwolnić i wyrwać się z kołowrotka codzienności, zaobserwuj moją stronę na Facebooku i Instagramie po treści podróżnicze w stylu „slow life”. Znajdziesz tam pomysły na podróże bez pośpiechu, inspiracje, gdzie uciec od zgiełku oraz sporą dawkę radości z rzeczy małych.
Pozdrawiam,
Angelina, autorka bloga